Na początku pragnę zaznaczyć, że nie działam pod oflagowaniem żadnych firm, domen czy dietetyków. Blog jest moją własną historią i taką ma pozostać. Piszę go dla siebie, ale także dla Ciebie, drogi czytelniku. Bo jeśli go czytasz to znaczy, że coś jest na rzeczy.
Płeć - kobieta
wiek - 44 lata
wzrost - 160 cm
waga - obecnie 78 kg
waga docelowa - 65 kg
Wszystko zaczęło się 5 lat temu. Przy wzroście 160 cm, moja waga skoczyła do 85 kg. Moj mąż też nie należy do chudzielców, więc nakręcając się wzajemnie zaczęliśmy ćwiczyć. W domu pojawił się orbitrek, kołyska do brzuszków, skakanka i kilka nowiuśkich par spodni dresowych:). Ćwiczyliśmy codziennie po ok. 1 godzinie. Początkowo ćwiczenia mocno dawały mi się we znaki, ale po kilku tygodniach polubiłam nawet te nasze codzienne zmagania z własnym ciałem. Zwłaszcza że efekty pojawiły się dość szybko. I tak po 3 miesiącach waga wskazywała 13 kg mniej, a ja mieściłam się w ubrania dwa numery mniejsze.
Z perspektywy czasu już wiem, że nie wszystko robiliśmy jak należy. Skupiliśmy się na wysiłku fizycznym zapominając o diecie. Dlatego po zaprzestaniu ćwiczeń waga szybciutko wskazała pozycję wyjściową, a po 1,5 roku przekroczyła 85 kg. Moja aktywność w tamtym okresie czasu była właściwie zerowa. Poza częstymi wyprawami na grzyby w sezonie letnio - jesiennym tak naprawdę nie ruszałam się wcale.
I tak przez kolejne miesiące żyłam sobie pędząc żywot istoty kanapowo - odłogowej, a moja waga oszalała...
Dwa słowa przy tym o stanie zdrowia osób otyłych. Bez lekarskiego bełkotu i tylko z własnego doświadczenia:
- zaburzenia snu
- kłopoty z kręgosłupem
- podwyższony cukier
- skaczące ciśnienie
- zaburzona koordynacja ruchowa
- niska samoocena
- nerwowość i podirytowanie
Nie mniej istotne jest wyparcie. Ja wypierałam swoją wagę przed sobą i przed bliskimi. Do dziś mam problem z przyznaniem się do tego ile ważę, choć ważę o wiele mniej niż wtedy. W życiu nie przyznałabym wtedy, że JESTEM GRUBA. Nawet jeśli mama czy siostra delikatnie sugerowały mi przejście na dietę oburzałam się śmiertelnie twierdząc, że przecież nie muszę, bo od lat mieszczę się w ten sam rozmiar, a tak w ogóle to przecież ja tak mało jem, że właściwie nie wiem czemu nie wyglądam jak szczypior :). Po jakimś czasie gdziekolwiek bym się nie pojawiła to słyszałam drobne sugestie na temat mojego wyglądu. Bolało. Dawno niewiedziana ciotka na moj widok mówiła " dobrze ci się powodzi, jesteś taka okrągła ". Oczywiście mówiła to z usmiechem na ustach, a mnie wcale do śmiechu nie było. Do dziś z resztą uważam takie uwagi za brak taktu, bo przecież mam w domu lustro i wiem jak wyglądam. Poza tym komentowanie czyjegoś wyglądu jest zwyczajnie niegrzeczne. I nawet jeśli sama przed sobą nie byłam gotowa się przyznać, że jestem gruba, to nikt nie ma prawa robić tego za mnie. Zwłaszcza, że nikomu otyłemu takie uwagi nigdy nie pomogły i nigdy nie zmotywowały doodchudzania.
A ja dalej "rosłam". W czerwcu 2017 roku dobiłam do 90 kg.
I tu zaczyna się tak naprwdę moja historia, moja walka, która trwa do dziś.
Po tym jak moja waga staneła na 90 kg, odwiedził nas moj cioteczny brat ze swoją przyszłą żoną. Zaprosili nas na wesele. Koszmar...
Kilka miesięcy po weselu miała odbyć sie pierwsza komunia mojej młodszej córki. Koszmar...
Ale przyszła żona mojego ciotecznego brata opowiedzial mi o diecie, którą sama zaczęła stosować, bo przed weselem chciała zrzucić kilka kilogramów. Celowo nie bedę pisać jaka to dieta i skąd ją mam, może tylko tyle że jest to dieta internetowa.
Pomyślałam sobie wtedy, że to może być coś dla mnie. Jadłospis rozpisany na każdy dzień, z możliwością wymiany całego dania lub tylko niektórych składników. Idealnie dopasowany kalorycznością do mojej wagi, wzrostu, aktywności. Możliwość pogadania z dietetykiem. Poczułam, że to jest coś dla mnie i że w taki sposób mogłabym dać radę. W sumie jedyna cena którą miałam ponieść to 100 zł, a zysk mógłby być nieproporcjonalnie wyższy. Jeszcze tego samego wieczora kupiłam diete. I to był strzał w dziesiątkę.
Nie napiszę tu, że to jest coś co każdemu będzie odpowiadać i, że każdy na tej diecie schudnie, nawet jeśli tak by było. Ale nie napiszę tego, bo dziś już wiem, że sukces to samodyscyplina, samoświadomość, odwaga.
Wszystko to jest w naszych głowach. Nie schudniecie jeśli w to nie uwierzycie.
gotobenormal
24 kwietnia 2020 o 20:00
Cóż, można by powiedzieć, że jedziemy na podobnym wózku :) Powodzenia!
Dodaj komentarz